24.12.14

Moje pierwsze Hot16

Patrzę przez okno, dekadentyzm mnie dopada.
Coraz więcej smutnych myśli mózgu się obraca
Boże co ja robie, czemu ja to piszę?
To przez głosy które cięgle w głowie słyszę
Wypierdlać, to przestaje mnie już bawić
Spożywam posiłki wciąż próbuję się udławić
nie chce was już słyszeć tego wszystkiego jest za dużo
doradź mi co mam zrobić moja piękna czarna muzo

Paranoja może wszystko mi się zdaje
niby zdrowy człowiek a chorobie się poddaje
jakiej chorobie o czym ja pieprzę
może jestem przemęczony, ciągle czuję dreszcze

Nieee!!!! Dlaczego  co wy tu robicie?
W imię czego według was mam poświęcić życie
Muzo moja droga doradź mi koniecznie
za coś trzeba umrzeć, gdyż nie można żyć wiecznie

23.12.14

Czas leczy rany

Tyle jest historii ilu ludzi na naszym globie
Sporadycznie ktoś się nią ze światem dzieli
Kiedyś zapewne swoją opowiem tobie
Może zdążę… Nim ogień mnie spopieli

Lecz ciekawe jak często słyszysz cos błogiego
Coś czym zatrzesz smutki z życia swojego
Ty też je musisz posiadać, czyż nie mam racji?
Nie okłamujmy się, każdy miał kilka takich sytuacji

Miłe wspomnienia to one powinny cię trzymać
Czasami jednak przysłania je piętno chwil smutnych
Daj szanse innym, chciej trochę szczęścia otrzymać
I w końcu pozbądź się wszystkich chwil okrutnych

Nie warto się załamywać, każdy koszmar z czasem przemija
Nie pozwól aby wrogowie zatruli twoją krew niczym zagrożona żmija
Weź się w końcu w garść, doznaj adrenaliny dreszczu
Bo szczęścia nie doznał ten kto nigdy nie tańczył podczas deszczu

Czasem nieoczekiwany zwrot akcji zmienia całe życie

Anioły, tak często przebywają pomiędzy nami
Codziennie przemierzają te same drogi
Lecz nie są one boskimi istotami
Lecz ludźmi pełnymi trwogi

Niewielu ludzi ich spotyka
Jeszcze mniej dociera do umysłu anielskiego
Najmniejsze zło delikatne serca dotyka
Obdzierając ich z szat go ciała nagiego

Kiedy już spotkasz „istotę boską”
Oddaj jej serce, otocz ją troską
smutek nareszcie istnieć przestanie
Podstawą relacji – bezgraniczne zaufanie

Chyba spotkałem ostatnio anioła
Spoglądał na mnie od dawna ukradkiem
Tak długo rozglądałem się dookoła
Najcudowniejszych ludzi poznaje się przypadkiem

Czasem złość przerasta troskę nad ludźmi

Jak często zastanawiasz się nad tą sytuacją?
Jak często swe prawe życie przerywasz libacją?
Dlaczego ćpasz, czemu życie sobie odbierasz?
DLACZEGO!! Wciąż się ze mną spierasz?

Jestem twym rozsądkiem
Jestem chęcią, myśli porządkiem
Jestem skarbem, uwiezionym twojej duszy
Jestem największym dobrem, nic mnie nie wzruszy

Dlaczego zasłaniasz oczy niczym dziecko małe?
Dlaczego myślisz ze nie widzę tego wcale?
Dlaczego boisz się nieuniknionego?
Dlaczego wciąż brniesz w stronę tego złego?

Byłem! Nie potrzebna ci moja pomoc
Byłem! Czy Ktoś odwiedzał cię już co noc?
Byłem! Mego imienia nigdy nie poznasz
Byłem! Jeśli Go spotkasz to wiedz że konasz

Pytania... Dlaczego życie nie jest takie proste?

Zdałem sobie sprawę ze życie nie ma sensu większego
Dawno nic nie napisałem, to pewnie dla tego
Słowa na papier przelane, dają ulgę chwilową
W walce z mą nieogarniętą głową

Ulga czy mogę się o tym tak wypowiadać
Myślę ze tak, w przeciwnym razie mógłbym zmysły postradać
Wtedy byłbym chociaż ciut bardziej wyjątkowy
Jednak NIE!!! Mój umysł od dawna nie jest już zdrowy

Czy to normalne ze rozmawiam sam z sobą?
Czy to w ogóle można nazwać rozmową?
Czemu zadaję pytań tak wiele?
Czemu nigdy się nimi nie dzielę  

Ludzie się patrzą, ludzie nie widzą
Ludzie patrzą, ludzie wciąż szydzą
Ludzie zobaczyli i zrozumieć chcieli
Ludzi przerosło nic nie osiągnęli

Chęć bycia normalnym, może to chodzi mi po głowie
lecz jednak coś mi mówi „całą siła w twoim słowie”
Dlatego pisze ten dziwny monolog, ale….
Pamiętajcie to jest jedynie prolog

Czasem nic już nie można zrobić

Bezsilność najgorsza zmora człowieka
każdy gdzieś przed nią cały czas ucieka
w dźwięki muzyki, w świat swych marzeń
ku przeszłości w stronę szczęśliwych wydarzeń

Ogarnia cię pustka, a siły opuszczają
piękne chwile tak szybko się rozmywają
Serce pęka, łzy leją się potokami
Bezsilność, z nią zawsze zostajemy sami

Dusisz się, pętla na szyi coraz ciaśniejsza
szansa ze się uwolnisz jest coraz mniejsza
Bezsilność przed nią już nie próbuję uciekać
Pozostało już tylko jedynie… czekać

Rzygam już tym światem

Na ponury świat spadnie wkrótce blask
Ogromny wybuch ze pewne unicestwi nas
Prawdziwy świat w końcu się obudzi
Już niedługo... Nastanie koniec ery ludzi

Chcesz lub nie pogódź się ze swym końcem
pożegnaj się ze swym stwórcą – wschodzącym słońcem
Świat zostanie pogrążony w chaosie
Wiesz o tym…. Słyszę to w twoim głosie

Z prochu powstałeś w proch się obrócisz
Na ten świat już nigdy nie powrócisz
Ogień piekielny spali świat cały
Ty o tym wiesz…. Widzisz sygnały

Wstrząsy nadeszły, wszystko się kruszy
To POTĘPIENIE!!! Kara dla pogańskiej duszy
Z kraterów w ziemi magma wypływa
Nastało piekło , a Twe życie upływa

To już się dzieje nadszedł Apokalipsy czas
Widzisz to czujesz…. To jest w każdym z nas
Strach - śmierć już tuż za rogiem
Od tej pory człowiek jest twym największym wrogiem

Wszystko umiera, zło panoszy się po świecie
A ty płoniesz, płoniesz moje dziecię
Dusza wychodzi z ciała twojego
Zapomnij o niebie – umarłeś kolego

Cierpienia ziemskie dobiegają już końca
nikt już nie ujrzy kolejnego wschodu słońca
mrok nas pochłonął tylko to jest na świecie
Życie skończone, zwłoki niczym kwiecie

Na ponury świat spadł kiedyś blask
Ogromny wybuch unicestwi nas
Prawdziwy świat w końcu się obudził
Nareszcie… Nastał koniec ery ludzi

W podziękowaniu za cudowne chwile

Każdy z nas ma swój własny ołówek
Szkicuje nim co dzień pejzaże z życia swojego
niekiedy są one pełne „ludzi mrówek”
niekiedy wypełnia je osoba „tego jedynego”

Świat mój już od dawna się wali
mało jest ludzi, tych którzy zawsze za mną stali
może to dlatego ze to wszystko ich przerasta
dlatego podążam samotnie poprzez ciemne ulice miasta

Chciałbym się pożegnać w sposób wyjątkowy
tak aby dołączyło to do miłych chwil życia twojego
Rozstania rzadko wyglądają w sposób bajkowy
„Przepraszam” ale na razie nie widzę wyjścia innego

Nie żałuję żadnej chwili bo uśmiech pokonuje wszystko
szkoda, że coraz częściej odbieram go innym
Ćwicz swój talent moja droga artystko
mam nadzieje że w przyszłości będziesz kiedyś kimś słynnym

Czasem szczere chęci jednak nie wystarczają
nasze drogi coraz częściej się mijają
szczęście z rąk  co rusz mi się wymyka
staje się marzeniem które z czasem powoli zanika

Nie potrafię wybaczać, a to klucz do szczęścia wiecznego
Nie  ufam samemu sobie, już chyba nie potrafię
Jak można chcieć poznawać kogoś tak popapranego!
mam nadzieję ze tym dziełem jakoś do Ciebie trafię

Co widziałem w oczach, nie mam pojęcia bladego
lecz wiem że to było na pewno coś niezwykłego
może kiedyś dostrzeże to ktoś wyjątkowy
i będzie w stanie prowadzić z tobą długie rozmowy

Nie wiem co jeszcze chcę zamieścić w tym dziele
„Zastanówmy się”, jednak nie bo zwrotek byłoby za wiele
Pierwsza się nie odezwiesz, straciłem już dawno nadzieję
Stopniała szybko niczym lodowiec na który smok ogniem zieje.

Nie powinienem tego rozsyłać, pokazałbym, że jestem żałosny
Niestety świat dla ludzi mojego pokroju jest bezlitosny
Jednak to robię przecząc samemu sobie
bo jednak dostrzegłem to coś i to było właśnie w tobie

Ciężko było mi to wszystko zebrać w całość
Moja przeklętą duszę przepełnia żałość
Mam nadzieje że to wszystko jakoś w tłoku ujdzie
Trzymaj się ciepło i powodzenia Wielkoludzie ;)

"Człowiek pozbawiony miłości, to człowiek martwy"

Coraz częściej w duchu umieram
Świat mój pustka przepełniony
W mojej głowie sam ze sobą się spieram

Boże!!! Czemu jestem ZAGUBIONY

Sen, marzenia stają się zmorami
Moja psychika powoli się poddaje
Ciało me ogarnięte dreszczami
Boże!!! Popatrz kim ja się staję 

Kłamstwo wypełnia życie moje
Staje się jak powietrze
Przeszywa płuca niczym naboje
Boże!!! Powiedz ile mam wytrzymać jeszcze 

Czy ktoś to kiedyś ujrzy??

Powiem wam dzisiaj sekret szczęścia wiecznego
Oparty on jest na przeżyciach człowieka skromnego
Tak wiele wyjątkowych osób zapewne już o tym myślało
Rzekł bym nawet, że większość już dawno skamieniało
Zazdrość zalęgła się w nich niczym robaki w owocach
Egzystencja, problemy, pieniądze, wszystkich ogarnia strach
Bóg pomógł już wielu ludziom, lecz mało kto go słucha
Nawrócenie drogą do szczęścia, wystarczą dobre chęci i otucha
A na koniec stań w miejscu i posłuchaj tej magicznej ciszy

Pion trzymaj, nie daj się przeciwnościom losu
Otrzymasz nagrodę w postaci kwiatu lotosu
Mrok opatula zwinięte śnieżno białe kwiecie
Otwiera się zaś w dzień, ale o tym to już chyba wiecie
Całuj go namiętnie i żyj do końca w tym cudnym afekcie.

Kim ja w ogóle jestem??

Spójrz w oczy moje, czego w nich brakuje?
Co noc godzinami swe domysły snuję
Nienawiść - czemu ona mnie pochłania?
Sam już nic nie wiem nikt mnie nie osłania

Ostatnio wszystko zaczęło płonąć
mam ogień w sercu i płomienie na rękach
ciekawe czy ktoś pozwoli mi w tym utonąć?
Zapewne ktoś się postara abym umarł w mękach

Odbieram szczęście, tak długo to już się dzieje
 wątpię w to czy kiedykolwiek to się zmieni
czekam tylko ,aż mi serce całkiem skostnieje
zostanę tu sam pośród tych wszystkich realnych cieni

Obawiam się że koszmary mogą wrócić niebawem
upiory wokół mnie mogą być tego objawem
Znowu spać przestałem, tym razem ludzie są potworami
nie boję się już mroku, a oni przynajmniej nie będą sami

Czasem boję się zamykać oczy

Noc, wyobraźnia stała się wrogiem
Bestie z mych koszmarów są już tuż za rogiem
Nie pozwolę się im dopaść, jeszcze nie ten czas
Wiem ze nie jest łatwo, lecz spróbuje jeszcze raz

Boje się zamykać oczy, tego jest już zbyt wiele
w moim sercu strach, wiec się nim z wami podzielę
mam nadzieję ze to ludzi nie pozabija
w mojej głowie, już od dawna, wszystko, się z prawda mija

Kiedy już zamykam oczy, śmierć stoi u boku mego
To ONA namawia mnie do tego wszystkiego złego
a może to dzięki niej to wszystko tworzę
Nie znam odpowiedzi, powiedz mi Boże

Od dawna głowa tak bardzo mnie boli
Więc muszę skończyć poezje swoje
Właśnie czuję, że ktoś za mną stoi
Szepcząc „Słodkich snów kochanie ty moje”

Ludzie z zasadami wymierają

Słońce wzeszło dziś czerwienią, wielu ludzi straciło swe życie
Samotny wędrowiec pośród pól podąża skrycie 
Obdarty z szat, bez własnej godności
Wraca z pola bitwy, wprost do nicości

Pół życia swojego gwałcił i mordował
Czas mu umilało ciepło ogniska obozowego
Poza walką nie widział sensu życia swojego
Życie swe wypełniał krwawymi pojedynkami

Miażdżył swych wrogów niczym włoskie orzechy

Tylko widok pokonanych dodawał mu pociechy
Jego dusza złamana, umysł pustką wypełniony
Nie ma do kogo wracać, bo wszyscy umarli

Na ziemi ubitej z wrogiem się starli

Przeciwnicy byli zbyt silni, jego życie się rozsypało
niczym zamek z piasku zbudowany zbyt blisko fal linii
Znienawidził ludzi, oni byli temu wszystkiemu winni

„Zemsta” – reszta świata dla niego znika

Cel uświęca środki, dodaje siły, ducha podtrzymuje
jego duszy już i tak nikt nie uratuje
nigdy się nie zemścił, nikt go nie będzie sławił

Ludzie o nim zapomną, historii już jego nie będzie,

więc ja ją spiszę i rozpowszechnię wszędzie.
Aby pamiętać o ludziach walecznych,
Pośród nikczemników zgrai się wychował

Najlepszy w swym fachu, szermierz nad szermierzami 
Lecz teraz wraca pokonany, poraniony, zhańbiony
Nie obronił swych bliskich, to tak szybko się stało
Teraz nienawiść wypełnia ciało wojownika

I tak pośród pól wędrowiec się wykrwawił

Silnych, wytrwałych, upartych, wiecznych.
Żyjących godnie, bez plam na honorze
ehhh chrzanić to ludzkości nic już nie pomoże.

W pewnych momentach człowiek ma ochotę się poddać

Słońce zachodzi, a wyjścia jeszcze nie widać.
Na samą myśl o tym wszystkim, chce mi się rzygać
Szukałem wyjścia lecz znalazłem broń
Teraz siedzę w ciemności celując w skroń

Słabość przeszywa dziś ciało moje
Czasami zastanawiam się, dlaczego tutaj stoję
Zycie czasami przerasta, mózg prawie eksploduje
Zastanawiam się, dlaczego Pan nam taki los funduje

Czy nie powinienem być teraz w innym miejscu?
Na pewno to zapewniłoby pokój w moim sercu
Lecz ono jest z kamienia, i boje się ze już go nie posiadam
Jedyne co mi pozostało to pustka, więc ręce do modlitwy składam

Panie czym ja na to zasłużyłem, dlaczego muszę już umierać
Codziennie wieczorami się z własną duszą spierać
Na te pytania nigdy nie otrzymam odpowiedzi,
może na cmentarzu ktoś mnie jutro odwiedzi

Początek wędrówki w poszukiwaniu swojej własnej ścieżki

Człowiek niczym trzcina na wietrze pochylona
Użyj nieco siły swojej, a zostanie obalona
Są takie uczucia których słowami opisać się nie da
Są takie chwile o których zapomnieć czasami trzeba

Myśli w mojej głowie diabłu zaprzedane
Już leżę w grobie i chyba się nie wydostanę
Powolny proces umierania czas już zaczynać
Po co na siłę Ludzi na tym świecie trzymać?

Człowiek człowiekowi równy nigdy nie będzie
Świat już taki jest, zło czai się wszędzie
w domach, w ogrodach tuż pod moim nosem
„Nie bój się” mówią, ja przyjmuje cios za ciosem

Więc proszę pomocy, zróbcie cos wreszcie,
aby pomóc komuś w tym wielkim teście
Nie przechodź obojętnie wobec zła wszelkiego.
Ty kiedyś też będziesz potrzebował pomocy bliźniego!